W odcinku: w roli głównej – prezentowa niewdzięcznica, a oprócz tego mleczaki wręczone z okazji czterdziestych urodzin i bodziak po poronieniu „na szczęście”, by szybko udało się z „drugim” dzidziusiem.
Całość przeczytasz poniżej, niemniej jednak – zachęcam Cię do wysłuchania i zaobserwowania na Spotify lub YT!
Możesz też posłuchać na YT 🙂
Cześć! Z tej strony Monika Konefał i #MuszęWamPowiedzieć, że nie lubię prezentów. W ogóle wydaje mi się (albo raczej wydawało mi się), że jestem jakimś ewenementem pod tym względem, bo mam wrażenie, że wszyscy wokół wszystkim wszystko kupują. Jakieś fotoksiązki, zdjęcia w ramce, flowerboxy, czyli po polsku mówiąc – kwiaty w pudełku. Ja, bo o mnie teraz na początku będzie, nie lubię dostawać prezentów. Czy lubię je kupować…? To zależy, ale o tym oraz o podłożu tego (bo to nie o względy finansowe chodzi) powiem za chwilę.
To jest tak, że ja bardzo długo nie mogłam zrozumieć tego, dlaczego ludziom tak bardzo zależy na prezentach. Na kwiatach, perfumach…nie wiem na czym jeszcze. A jeszcze bardziej nie mogłam pojąć tego, dlaczego ludzie tak bardzo chcą wręczać prezenty. Tak sobie żyłam w błogiej nieświadomości, myśląc, że jestem dziwakiem, aż tu pewnego dnia dowiedziałam się, że ludzie posługują się różnymi językami miłości (jest ich pięć) i to, że ja nie przepadam za prezentami wynika właśnie z tego, że…no że ja ich nie potrzebuję. Nie potrzebuję ich, by czuć się kochaną i zaopiekowaną. Dla mnie najważniejszy jest wspólny czas i rozmowa. Chociaż też nie codziennie(!), a wtedy, gdy po prostu czuję, że mi tego potrzeba. Rozumiecie? Nie trzeba skakać koło mnie i pytać, czy wszystko ok. Gdy czegoś mi potrzeba otwarcie o tym mówię. Jestem wybitnie samowystarczalna. W kwestii prezentów również – jeśli czegoś potrzebuję, to sobie to po prostu kupuję.
Myślę, że oprócz tego, że niechęć do prezentów wynika z języka miłości, którym nie operuję, naprawdę zniechęciłam się do prezentów także tym, że ja w swoim życiu dostałam mnóstwo jakichś dziwnych i niepotrzebnych rzeczy. Ja wiem jak to brzmi! Zresztą bardzo długo myślałam o sobie, że jestem taką prezentową niewdzięcznicą. wiele osób też mi to mówiło. Że nie potrafię doceniać starań innych ludzi. Ale wiecie… gdy ja sobie przypominam te prezenty to mnie to się wydaje właśnie, że ludzie się nie starali.
Pamiętam dzień, w którym dostałam w prezencie figurkę jeża. To było, gdy się przeprowadziliśmy. Był to prezent z okazji właśnie tej przeprowadzki. Rozumiecie?! Ktoś ze wszystkich rzeczy dostępnych na świecie, przystanął i pomyślał: tak, myślę że Monika będzie najbardziej zadowolona z tej figurki jeża. Albo innym razem dostałam prezent pięknie zapakowany, a w środku kartka: “Kochana Krystyno, w dniu Twoich 45 urodzin życzę ci”. Ktoś dostał prezent i po prostu, bez otwierania, być może nie wiedząc co jest w środku (a właściwie na 100% nie wiedząc), przekazał go dalej!
Wiecie, ja nie mam nic przeciwko fajnym prezentom. Nie mam nic przeciwko przyniesieniu kilograma jabłek, kawałka ciasta, czy czekolady. i już w ogóle ja nie mam nic przeciwko przychodzeniu z pustymi rękami. Serio. Gdy kogoś zapraszam, to naprawdę nie robię tego, by ktoś mi przyniósł prezent. Robię to dlatego, że ja chcę się z tym kimś zobaczyć.
Jestem na maksa wymagającą i praktyczną osobą jeśli chodzi o produkty i kupienie mi prezentu, który by mnie zadowolił jest praktycznie niewykonalne. Ja niewielu rzeczy potrzebuję na danym etapie mojego życia, a jeśli ich potrzebuję to czas w jakim ja to nabywam – od momentu wystąpienia potrzeby do jej zakupu to kilka dni. Nie czekam aż ktoś mi to da. Więc zazwyczaj, jeśli o czymś marzę, lub tego potrzebuję, sama sobie to kupuję. Nie lubie kwiatów (ciętych to już w ogóle, przecież to takie wyrzucanie pieniędzy w błoto!), używam tylko jednego rodzaju perfum i mam zawsze ich odpowiedni zapas, ubrania muszą mieć odpowiedni odcień, krój, ale przede wszystkim skład, bo inaczej leżą na dnie szafy, uczulenia nie mam tylko na złoto, więc jakakolwiek sztuczna biżuteria odpada. I ja po prostu nie lubię, gdy ktoś mi robi prezenty, bo ja w ogóle nienawidzę być dla kogoś kłopotem, a ja wiem, że kupowanie mi prezentu to koszmar!
O tym, że prezentów nie lubię wie mój mąż i wszyscy moi bliscy. Oni po prostu wiedzą, że mnie się prezentów NIE KUPUJE. Koniec kropka.I ja nie rozumiem, dlaczego niektórzy uważają mnie w tym temacie za problematycznego człowieka, bo ja jestem akurat pod tym względem, wiecie, człowiek noł problem. Po prostu nie trzeba nic kupować. Bo ja NIGDY NA TO NIE CZEKAM. Ale doszłam do takiego wniosku, że ludzie mi chyba po prostu nie wierzą. I dlatego później się nie dogadujemy. Bo gdy już mnie ktoś pyta o to, co bym chciała dostać i moje: “nic mi nie kupuj, nie lubię prezentów” nie działa, to mówię, że czekoladę. I tu znowu pojawia się kłopot, bo ludzie nadal się dziwią i myślą, że to “za mało” i patrzą na mnie z politowaniem mówiąc: “Chyba żartujesz”.
Jeszcze jedno bym tutaj dodała. Mam tak, że jeśli już ktoś przyjdzie do mnie z prezentem, to ja zazwyczaj nie otwieram go od razu, tylko odstawiam i otwieram dopiero jak jestem sama. Bo ja nie potrafię udawać, że coś mi się nie podoba. W ogóle nie umiem kłamać i po mnie kłamstwo od razu widać!
Momentami jest z tym źle. Że ja sama czuję się jak niewdzięcznica. Ale później otwieram taką szafkę, w której trzymam te wszystkie prezenty. Jeża, tego nieszczęsnego, już nie mam. Ale mam inne. Jakieś kadzidełka, zestaw poliestrowych majtek, najpaskudniejszą na świecie pościel, która NAWET ROZMIAROWO nie pasuje na nasze kołdry, które mamy w domu, perfumy, które pachną jak te różane różańce z Watykanu, jakieś figurki, a nawet zasłony (a my nie mamy w domu karniszy) i książki o rozwoju osobistym, których nawet nie otworzyłam.
Pamiętam, że to, co mnie najbardziej przerażało w procesie zakupowym prezentów – głównie gdy byłam młodsza, to to, że bardzo często te prezenty się kupuje grupowo. I wiecie, gdy ja kogoś znam i musze kupić prezent, a wiem, że ktoś nie będzie zadowolony z kasy (a ja np. uważam, że kasa to wspaniały prezent i osobom, które tę kasę lubią to ja chętnie daję!), to najpierw patrzę na to, jak się ubiera i czy mogłabym tej osobie kupić coś fajnego, np. dobra torebka, porządny t-shirt, zestaw smacznych herbat, a jeśli ktoś pije kawę, to jakąś pyszną, której normalnie człowiek sobie nie kupi, bo mu szkoda kasy, albo karty podarunkowe (ja osobiście kocham dawać karty podarunkowe, albo kasę, by ktoś sobie kupił to co chce, a nie dostał kolejną durnostojkę, ale wiem, że ten typ prezentu budzi wiele kontrowersji). Chodzi mi o to, że ja to coś, co wręczę, wymyślam w 15 minut i gdy sama robię prezent, to po prostu to co wymyśliłam kupuję i…już! I mam! A jak to się kupuje ten prezent w wiecej osób, to to już jest grupowa analiza. To jest 5 tysięcy pomysłów. A może taki pasek do spodni? Tylko na jaki obwód? A może jeszcze coś? A może to lepsze? Ja nie lubię tego analizować, szybko tracę cierpliwość, dlatego jak już kupuję prezent, to zdecydowanie wolę kupować go sama i sama brać odpowiedzialność za ewentualne konsekwencje wręczenia tego i tego. Jak ktoś chce przez tydzień szukać i analizować – niech to robi – ale beze mnie.
Czy ja robię fajne prezenty? Trudno powiedzieć, bo nikt mi nigdy nie powiedział, że były do dupy. Ale generalnie od zawsze wychodzę z założenia, że patrzę na budżet, który mogę przeznaczyć i kupuję najlepszą rzecz, którą mogę w tej kwocie kupić. Ja, jak się okazało, a o czym nie wiedziałam, robię drogie prezenty. Po prostu akurat rzeczy, które wydają mi się spoko dużo kosztują (ale oczywiście kwota dużo to pojęcie względne). Natomiast na potrzeby tego podcastu załóżmy, że mamy do wydania 50 zł. Mając te 50 zł nie kupuję za to hulajnogi, bo za 50 zł to raczej średnio bezpieczny sprzęt, ani 15 chińskich zabawek, które po jednym dniu się rozpadną, tylko coś co za to 50 zł jest możliwie najporządniejsze w tej kwocie. Ja, niezależnie od stanu mojego konta w danym momencie życia, robiłam duże prezenty, ALE (co uważam, jest tutaj istotne) nie robię ich na każdą miesięcznicę i z okazji każdych odwiedzin, tylko naprawdę rzadko. Rzadko, ale konkretnie.
Szczerze mówiąc, myślałam, że tylko ja taka jestem. Wybredna. Że jestem takim prezentowym niewdzięcznikiem. A tu się okazuje, że mnie na Instagramie około tysiąca dziewczyn wypisało najgorsze prezenty, jakie dostały i napisały mnie (uspokajając jednocześnie), że z tymi prezentami nie tylko ja tak mam!
Łyżki do butów na przykład okazują się bardzo popularnym prezentem (nie miałam o tym pojęcia)! Sama nie wiem, co bym zrobiła, gdybym otrzymała w prezencie łyżkę do butów. Z kolei pewien mąż sprawił żonie zdjęcie rodzinne – ich trójka (on, ona i syn) na płótnie. Format był ogromny, a wszyscy na tym zdęjciu wyglądali fatalnie (historia kończy się tak, że obraz gdzieś “zaginął”). Jedna z dziewczyn, pod choinkę w czasach szkolnych dostała wagę. To mogło zaboleć! Mnóstwo razy wymieniane były książki coachingowe! Albo książka, którą obdarowywana już czytała. Beznadziejne i intensywnie pachnące kosmetyki. UŻYWANE słuchawki douszne (!), zmiotka i szufelka, okropna o 2 rozmiary za duża piżama. Można powiedzieć, że standardem są książki z dedykacją dla osoby, która wręcza książkę. Wiecie: Joanna wręcza mi książkę (a ja jestem Monika) z dedykacją: Joannie w dniu 30 urodzin. I jeszcze durnostojki w stylu mojego jeża: “brokatowa litera “E”, która miała być ozdobną, albo bardzo brzydki świecznik.
Bliska mi osoba dostała na swoją własną komunię zestaw garnków! Inna dziewczyna na 30 urodziny dostała kosę spalinową, a kolejna – drabinę!
Były też prezenty, które łamały serca. Np. body i malutkie buciki po poronieniu na „szczęście”, by szybciej zajść w drugą ciążę, albo bodziak po tym, jak ogłosiło się, że nie można mieć dzieci oraz suplementy diety na odchudzanie pod choinkę.
Jedna z dziewczyn mówi, że sama zrobiła tragiczny prezent, bo kupiła teściowej rękawiczki, a teściowa ma ucięty palec. Jasne, ludzie bez palców też noszą rękawiczki, ale w sumie lepiej, by sami sobie te rękawiczki kupowali. Inna dziewczyna napisała z kolei, że na 40-te urodziny dostała od swojej mamy wszystkie swoje mleczaki. Takie trochę przerażające.
Ciekawa jestem jakie jest Wasze podejście do prezentów! Dajcie znać w komentarzach. A może chcecie podzielić się swoim najgorszym prezentem, który dostaliście?
To tyle na dzisiaj ode mnie! Do następnego!
Ps. Chodźcie na Insta! Fajnie tam jest! Tak mówią. KLIKNIJ TUTAJ I OGLĄDAJ NAJFAJNIEJSZE INSTA STORIES