– Jak  można doprowadzić się do takiego stanu… Młody chłopak.  Ani  pracy, ani rodziny. Picie  mu tylko w głowie. Wstyd. WSTYD.
– A mnie jest go żal…
– Tobie wszystkich jest żal.

***

– Zastanawiałaś się kiedyś, co by było, gdyby można było zacząć od początku?
– Czasem się zastanawiam. Chociaż…jestem szczęśliwa. Nie chciałabym zaczynać jeszcze raz.
– Ja tam bym chciał. Gdybym mógł z tym bagażem doświadczeń cofnąć się parę lat z pewnością zrobiłbym wszystko inaczej.
– Wszystko?
– Wiesz, życie bez ojca jest trudne. Kiedy jako mały chłopiec czujesz potrzebę zastąpienia głowy rodziny… Presję…ale wywieraną przez samego siebie, to źle się żyje. Dziesięciolatek nie podoła. Nawet jeśli bardzo by chciał. I kiedy ten dziesięciolatek już przestaje być dziesięciolatkiem. Kiedy przekracza magiczną liczbę osiemnastu wiosen i już, już widzi, że może być dobrze… Traci matkę. Jedyna moja. Była. Rozumiała. Kochała. Przytuliła. Jak sobie przypomnę tę niemoc. Ten moment,  kiedy chciałem ją zatrzymać i płakałem jak głupi, żeby została… Wyobrażasz sobie? Że tak bardzo chcesz to zatrzymać, a nie  możesz. Wiesz… po prostu się poddałem. I gdyby mógł cofnąć czas to do wtedy.- powiedział i wypił kolejny łyk piwa.- Popatrz- wskazał ręką na zapuszczony duży ogród- zawaliłem. Było tu kiedyś pięknie. Teraz jest chujowo. Zupełnie jak w moim życiu. Kurwa. Dorosły facet jestem, a nie potrafię  się ogarnąć. Czuję, że życie przelewa mi się przez palce. Ale ta wódka tak  mi  pachnie. Tak  koi. Tak daje psychicznie wypocząć. Wiesz czego się boję?
– Nie wiem.
– Trzeźwości się boję. Bo świat na trzeźwo jest jakiś taki popierdolony. Myśli natrętne. I wracam  do tego  momentu, gdy znalazłem ją na podłodze w kuchni. Kiedy taka leżała już zupełnie zimna.  Kiedy płakałem i potrząsałem nią, żeby mnie nie zostawiała. Byłem dorosły, ale nie dojrzały. Nie na tyle, żeby zostać sam na sam z chorym światem. Kiedy sobie to przypominam… boli. Życie boli. Kiedy widzę te miny przechodzących obok mnie ludzi.  Miny pełne pogardy. Pełne niewyjaśnionej nienawiści. Ludzi którzy kurwa nie chcą zrozumieć. Którzy nie zapytają a oceniają. Którzy krzykną: „Lepiej do kościoła byś poszedł za matkę się pomodlić- pewnie się w grobie przewraca”. Moja matka? Moja kobieta. Ta piękna, delikatna moja. Co ją kocham dalej najmocniej. Ona pewnie płacze, że jej dziecko się stacza. Płacze pewnie tak jak ja płakałem, kiedy mnie zostawiła. I tak mam ochotę krzyknąć- co ty kurwa wiesz o mojej matce. Ale w język się gryzę,  bo nie warto. Tłumaczyć się przed ludźmi, którzy wiedzą lepiej. I mam według nich iść do twierdzy tego „Boga”, co to moje życie spisał nie po mojej myśli? O nie! Z Bogiem mi nie po drodze. Nie będziemy kumplami.- wziął parę dużych łyków dopijając do reszty wygazowane już piwo.-  Ludzie myślą, że jestem głupi. Nie jestem. Czytam dużo. Dużo myślę. A że nieszczęśliwy jestem i w życiu sobie nie mogę poradzić, to sprawiam pozory głupiego. Pozory… Tak łatwo jest oceniać. Tak trudno zrozumieć… I tak myślę, że najszczęśliwszy byłbym, gdybym do tej mojej matki jakimś cudem się dostał. Tak bym jej wpadł w ramiona i nigdy nie wypuścił. Nikt mnie tak nie kochał jak ona mnie kochała. Tylko jak się tam dostać, jak człowiek taki słaby i tchórzliwy. No jak…?

***

–  Dzwony dzwonią? O tej porze?
– Tak. Umarł ten młody pijaczek. Znaleźli go gdzieś w lesie. Zapił się na śmierć. Ja to nie wiem, mnie to się wydaje…

…a ja już nie słuchałam. Stałam, patrzyłam gdzieś przed siebie. Nie ma go. Już go nie ma…