W innych dziedzinach życia może i jestem ogarnięta, ale jeśli chodzi o technologie to, prawdopodobnie, poziom moich umiejętności porównywalny jest z poziomem mojej babci. Jestem osobą, z którą nie współpracują sprzęty typu „smart”. A tekst: „połączenie GPS zostało utracone” doprowadza mnie do rozpaczy i uruchamia się zawsze w najmniej odpowiednim momencie.

***

Postanowiłam ostatnio wykorzystać dobrodziejstwo nauki i techniki jakim jest GPS. Miałam ważną sprawę do załatwienia. Wsiadam więc w samochód i dawaj! Wpisałam adres, uruchomiłam wszystko, co wcześniej wyjaśnił mi Luby. Przykleiłam cacko na szybie i ruszyłam. Pan Hołowczyc pięknie dyktował mi gdzie mam się kierować. Wszystko super fajnie. Uśmiecham się do siebie mówiąc pod nosem: „Zuch dziewczyna!”. W pewnym momencie wjechałam na bardzo wyboistą drogę. Wokół mnie tylko pola, lasy i góry.

– Nosz cholerstwo.  Co za droga! Dżizys.  Ludzie tędy dojeżdżają do domu?!

Droga była tak nierówna, że zaczęłam się bać o nasze, dosyć niskie, zawieszenie. Poczułam się jak na chorwackiej plaży kamienistej. W pewnym momencie, na ekranie smartfona pojawił się komunikat:

WSTRZĄŚNIJ TELEFONEM ABY PRZESŁAĆ OPINIĘ

– Co do choinki  jasnej?!

Z racji warunków panujących na przemierzanej przeze mnie ścieżynie musiałam się zatrzymać i kliknąć „Zamknij”. Włączyłam się z powrotem do ruchu (którego, notabene, byłam jedynym uczestnikiem). Przyspieszyłam do około 50 km/h i znowu na ekranie pojawił się ten durny komunikat! Przycisnęłam „Zamknij”. Zrobiłam to jednak zbyt mocno i telefon razem z uchwytem spadły gdzieś pod siedzenie pasażera.

– No kuwa jego mać! Ja pitole. Nie wytrzymam…

Postanowiłam dojechać do jakiegokolwiek miejsca, do którego dotarła cywilizacja. Stanęłam przed jakimś starym budynkiem. Wyjęłam telefon spod siedzenia. Zamocowałam. Wpisałam jeszcze raz adres. Działa! Ruszyłam. Nie przejechałam jednak nawet kilometra, kiedy usłyszałam komunikat:

połączenie GPS zostało utracone

– Spieprzaj panie Hołowczyc, bo cię normalnie wypieprzę przez okno- wywrzeszczałam do telefonu. Prawie ze łzami w oczach zatrzymałam się i chodząc z  ręką wyciągniętą w górę szukałam zasięgu. Zobaczyłam przy drodze jakiś pniak po ściętym drzewie. Pomyślałam, że jeśli wyjdę na ten pniak, który ma  około 50 cm wysokości, i wystawię rękę w górę to telefon będzie gdzieś 2,5 metra nad ziemią. Może wtedy złapie ten rąbany zasięg. Jak pomyślałam tak też zrobiłam. I wiecie co! Możecie się kuźwa śmiać! Ale złapałam zasięg!

– Witam panią. My byłyśmy umówione. GPS odmówił mi posłuszeństwa. Czy byłaby pani w stanie wytłumaczyć mi mniej więcej drogę? Jestem w tym momencie koło małej kapliczki, na wprost mnie stoi mały domek obity sidingiem…

– Czy to pani stoi na pniu przy drodze?

– Tak, to ja…

– Widzę panią przez okno!

I w oknie tego właśnie domku odsunęła się zasłona i kobitka, z uśmiechem od ucha do ucha, zaczęła do mnie machać. A ja…? no co miałam zrobić? Odmachałam jej z tego pniaka…

Jak już wspomniałam, urządzenia smart ze mną nie współpracują… I to nieszczęsne „połączenie GPS zostało utracone” zawsze pojawia się nie w porę… Ja to jestem chyba do tych smart za mało clever… Ale za to intuicję mam jak nikt!