Weszłam rano do łazienki rodziców. Waga stała pod oknem wyjęta z szafki. Postanowiłam z niej skorzystać. Dawno się nie ważyłam.
– Aaaaaa! 52 kg!- ucieszyłam się. Ostatni raz ważyłam tyle dawno, dawno temu!
Zeszłam z wagi i od razu poczułam, że mniejszą siłą oddziałuję na płytki. Popatrzyłam do lustra.
– No faktycznie…jakoś tak…hm… policzki mi się zapadły.- ślęczę przed lustrem, gadam do siebie i twarz wykrzywiam to w prawo to w lewo.
Głupio tak jednak po twarzy oceniać spadek masy całego ciała. Udałam się więc piętro niżej, gdzie to stacjonuje nasze cudowne wielkie lustro.
Rozanielona zeszłam więc na dół. Zaczęłam dokładnie przyglądać się sobie we wspomnianym lustrze. Tak długo stałam i się gapiłam, aż zauważyłam ten brak kilogramów. Zauważyłam zwężone biodra, talię osy. Nie stałam dłużej, bo się bałam, że lustro zacznie do mnie wołać imieniem którejś modelki Victoria’s Secret.
W głowie przeanalizowałam, co ostatnimi czasy jadłam oraz czego nie jadłam, w celu ustalenia dalszego przebiegu diety. Jedyną jednak rzeczą, którą zdołałam ustalić był fakt, że jadłam wszystko. Swój spadek masy ciała zaczęłam więc tłumaczyć dwoma treningami typu „Skalpel” oraz niemyśleniem o chudnięciu.
– Muszę więc robić tak dalej!- pomyślałam- Ale jak tu kurde nie myśleć o odchudzaniu, skoro ja już wiem, że chudnę. Nie chciałabym teraz efektu jojo!- powiedziałam do siebie, wpadając niejako w chory tok myślenia.
I tak trwałam cały dzień, przechodząc hallem wyjątkowo często. Zdążyłam zauważyć, że wyeksponował się mój obojczyk (a właściwie jego kości), zmniejszyła pupa, a między nogami pojawiła się charakterystyczna szczelina (i nie chciałabym zostać źle zrozumiana! chodzi mi o niestykanie się ud).
Kiedy Luby wrócił z pracy postanowiłam wziąć go podstępem. Stanęłam przed nim i z ogromnym uśmiechem na ustach rozkazałam:
– Zgaduj!
Luby jak stał, tak stał. Oczywiście nie spodziewałam się fajerwerków, ale jakby…reakcji jakiejś oczekiwałam.
On wyczuł. Wyczuł, że coś nie gra. Widziałam strach w jego oczach. On często się boi. Boi się powiedzieć to, co mu przyjdzie do głowy, gdy ja, tak znienacka, zaskoczę go trudnym pytaniem. Bo te rzeczy, co mu do głowy przychodzą, często wnoszą w nasz związek jedną czarną chmurkę, która ustrzeli go piorunem.
– To znaczy?- próbował się ratować.
– No powiedz, co się we mnie zmieniło.
Ja widziałam, że na włosy najpierw spojrzał. Kiwnęłam mu tylko głową, że to nie to. Żeby wiedział i nie tracił szansy- jednej z trzech. Patrzył więc dalej. Ale tak patrzył, że…ja to nie pamiętam, kiedy on w ogóle tak długo i z takim skupieniem na mnie patrzył.
– No dobra! Powiem Ci!
Widziałam, jak Luby spuszcza z siebie powietrze. Ja widziałam jak jego mięśnie ulegają relaksacji.
– Schudłam!
– Serio?- zapytał zdziwiony, po czym dodał w pośpiechu.- To super kochanie.
– No wiem. Dawno się nie ważyłam, więc doznałam dzisiaj szoku. Uwielbiam takie niespodzianki!
– To ja idę się zważyć!- zawołał Młody.
To dla niego ta waga wyciągnięta. Ważenie stało się jego hobby.
– Tatooooooo!- woła już z łazienki- Chodź zobacz ile ważę.
Luby poszedł do niego. Za moment wracają. Małżonek mój się chichra, Młody krzyczy:
– Mamo! Ważę dwanaście kilo.
– Niemożliwe.
– Tak naprawdę ważę szesnaście, ale tata powiedział, że była przestawiona wskazówka na wadze i mam ci nie mówić…