Przykładowe anegdoty

 

Postanowiłam zebrać w jednym miejscu kilka moich anegdot po to, byś mogła zobaczyć, jak wyglądają treści, które świetnie się niosą.

 

Siusiajka

– Mamoooooo!- przybiega do mnie Młody z płaczem.
– Co się stało?- pytam i go przytulam.
– Uderzyłem się w siusiajkę.- woła przez łzy.
– Bardzo?
– Baaaaaaaaaaaaaaaaardzo- szlocha.
Dech mi zaparło, wszak wiadomo, że z męskością nie ma żartów. Przerażona zabieram syna do łazienki. Dokonuję oględzin. Patrzę, czy ten siusiak nie spuchnięty, czy nie siwy.
– Ale jak ty to zrobiłeś?
– Głoooooowąąąąąąąąąąąąaaa- jęczy dalej.
– Ale jak- sama zaczynam mówić przez łzy prawie- Jak głową? W siusiaka?
– Nie w siusiaka- mówi ocierając łzy.
– To w co?!
– W SIUSIARJĘ.O tam na tarasie.
Spoglądam na taras.
– W suszarkę?
– Taaaaaaak, w SZUSZAJKĘ. Głowąąąąąąąąąąąą.

#WSiusiajkęGłową

Kółeczko

Wieczór. Młoda zasnęła. Leżymy z Lubym w łóżku. Nagle mój małżonek się odzywa:
– Wiesz, pamiętam taką jedna rzecz z dzieciństwa…
Jako, że Luby do wylewnych nie należy, usiadłam wygodnie i w gigaskupieniu zabrałam się do wysluchiwania jego historii.
– Pamiętam, jak mój tata pracował w spółdzielni inwalidów. Trwało to cztery lata chyba.- mówi i zaczyna się chichrać.
Jego nastrój udzielił się również mnie. Siedzimy tak i się śmiejemy. Przewaga Lubego polegała na tym, że on wiedział z czego.
– No i tam na Mikołaja organizowane były imprezy dla dzieci. – ciągnie dalej.
Cali już jesteśmy we łzach, tłumimy nasze śmiechy, żeby córka się nie obudziła.
– No i pamiętam, jak myśmy tańczyli tam wszyscy w kółeczku…- dodaje, a ja już nie mogę wytrzymać, czuje że się posikam zaraz ze śmiechu.
I tak już dłuższy czas się chichramy, mięśnie wyrobiły się nam od śmiechu lepiej niż od szóstki Weidera.
– No i co dalej?- pytam ciekawa pointy.
Na co mój mąż zaskoczony pyta:
– Co dalej?
– To już koniec?
– No koniec. Tyle, a coś Ty chciała?
-…

#OnPamiętaJakTańczyłWKółeczku

O chój mu chodzi

Stoję przy zlewie, gary omywam. Myślę sobie w tym czasie, jak cudownie byłoby mieć zmywarkę. Jaki to będzie piękny moment w moim życiu, gdy po przeprowadzce w naszej kuchni postanie „coś”, co za mnie pozmywa. Bo ja wiele rzeczy mogę w domu robić, ale zmywać nienawidzę…

I taka zamyślona stoję, z rozanieleniem na twarzy, gdy nagle staje przede mną moje dziecko i zadaje mi pytanie.

– Mamo… A co to jest chuj.

Zamarłam. I pytam. Kolejny raz w myślach pytam, dlaczego ja. Czemu do ojca nigdy nie pójdzie z trudnym pytaniem. Do niego to leci tylko zapytać, co to wiewiórka. Ewentualnie czym jest diplodok. A do matki? Z chujami. I tak w ogóle to gdzie to moje dziecko usłyszało takie słowo. Wyrwało się komuś pewnie, a Młody, jak na złość, zawsze wchodzi w punkcie kulminacyjnym sytuacji. Albo może z lasu, z „Parku Rozrywki Pod Jeleniem”, od Panów, co to trunki popijają usłyszał brzydkie słowo…

– Dziecko, skąd ty takie słowo znasz?
– Widziałem mamo. Obrazek ci przyniosę pokazać…

Nogi, jak nigdy się pode mną ugięły. Bo moje dziecko obrazek… Obrazek chuja mi przyniesie! Stwierdziłam, że nie chcę patrzeć na to. I gdy ja przed oczami miałam to dziecko moje uradowane, które biegnie do mnie z karteczką, krzycząc pytająco:

– I dlaczego te dziewczynki mają takie otwarte buzie…?

…umarłam. Wewnętrznie. Nawet nie wiecie ile myśli przez głowę mi przeleciało… Stałam jak człowiek skazany na rozstrzelanie. Albo tak znienacka wzięty na przepytywanie, gdy niewinnie myślał sobie o zmywarce… I w tym momencie do rąk moich trafia obrazek.

– O Boże. Chór? O chór Ci chodzi?
– No tak. O chój mi chodzi.

#OChójMuChodzi#OChórSięZnaczy

Rozwój osobisty

Noc późna. Dzieci śpią. Leżymy w łóżku.
– Ty wiesz… zaczęłam- taka jakaś jestem ostatnimi czasy pozbawiona weny twórczej. We wszystkim. Nie mogę się z niczym ogarnąć.
Luby odłożył komputer i w skupieniu wpatrywał się w kołdrę.
– Nie wiem, czy to co robię ma większy sens. Czuję, że powinnam trochę przystopować. Może pójść w innym kierunku? Wiesz, myślałam o podyplomówce. Podszkolić się odrobinę, podnieść kwalifikacje. Choć też nie jestem do końca pewna- bo jeśli nie to, to będzie kasa w błoto wyrzucona. I taka jestem po prostu na rozstaju dróg.- mówię lekko płaczliwie.- Nie wiem, co robić… A ty, co myślisz?
– Weź mi jutro przypomnij, że na wymianę oleju mam jechać.

#CoMyśli #ToMyśli

Wyszło ci
Nie wiem, czy ja Wam o tym kiedyś wspominałam, ale nienawidzę gotować. No nienawidzę… i gdybym mogła zdecydować się w życiu na jeden luksus, ale wiecie, taki luksus, że przychodzi do mnie dżin (ten z lampy, nie z butelki) i mówi: „Monika, wybierz jeden luksus, który chciałabyś mieć, a ja sprawię, że będziesz ten luksus miała do końca życia” to ja w jednej sekundzie odpowiedziałabym, że chciałabym do końca życia, codziennie, mieć wszystkie posiłki przygotowane dla mnie i dla całej mojej rodziny. Tak, że sobie myślę, że zjadłabym kurczaka w sosie słodko-kwaśnym i ten kurczak się przede mną pojawia. Takie, że ja mówię, że poproszę ziemniaczki ze schabowym i kapustą zasmażaną i talerz z takim oto daniem pojawia się przede mną.
No, ale dżina nie było, luksusu nie ma. Gdybać nie będę, tylko jak trzeba gotować i zrobić jakiś posiłek rodzinie, to robię. Niechętnie, ale robię (i zastanawiam się, czy gdyby wszyscy rodzice byli tacy jak ja, to czy w toku ewolucji ludzie nie przeszliby na fotosyntezę?). I ja wczoraj zebrałam się w sobie i stwierdziłam, że jako człowiek kreatywny, wykorzystam mocno dojrzałe banany i zrobię na śniadanie chlebek bananowy. Tak, żebym nie musiała rano wymyślać i się zastanawiać, co tym dzieciom dać, tylko pyk i mam. Dodam jeszcze, że podejść do chlebka bananowego miałam wiele, ale niestety za każdym razem wychodził mi zakalec (co absolutnie nie przeszkadza mojemu małżonkowi i dzieciom, oni już się nauczyli przy mnie jeść zakalce i potrawy z dodatkiem węgla – #MojaSynowaBędzieMiałaProsteZadanie #GotowaćLepiejNiżJejTeściowa). Ale (!) zaryzykowałam. Zrobiłam. I słuchajcie – wyszedł mi!
I stałam taka w tej kuchni, prawie płacząca z radości nad tą deską do krojenia, na której sprawdziłam ten mój chlebek i nagle słyszę, że podchodzi do mnie mój mąż. I on już za plecami moimi będąc mówi do mnie:
Coś ci wyszło tutaj…
A ja się tak ucieszyłam, że on ze mną dzieli radości. To mój pierwszy puszysty chlebek bananowy był! Myślę sobie – no takiego męża to ze świecą szukać. Wiecie, radość wewnętrzna, ciepełko w serduszku. I on podchodzi bliżej i w udo mnie szczypie dodając:
Cellulit ci wyszedł. O tu, na udach.
#IJeszczeDodamŻeByłZdziwiony #ŻeSięWkurzam #KiedyOnJestZeMnąPoProstuSzczery