Wiesz, jak pęka serce? Nie? Ja wiem.

Pół roku temu straciłam dziecko.

Czy długo płakałam? Tak naprawdę płaczę do dzisiaj. Każdej nocy… każdej nocy budzę się, bo wydaje mi się, że słyszę płacz dobiegający z jego pokoju. I głos mojego syna słyszę… głos wołający „Mamo”. Wstaję więc noc w noc i idę korytarzem. Zawsze po ciemku. Nigdy nie świecę, by nie raziło go światło. Otwieram cicho drzwi, siadam na skraju łóżka i pytam ściszonym głosem: „Co się stało?”. Noc w noc. I gdy tylko chcę pogłaskać jego kręcone blond włosy, zamiast małej głowy wiercącego się z niepokojem czterolatka czuję pustkę. Noc w noc. Czuję pustkę i słyszę ciszę.

Niezmiennie mój budzik dzwoni o 7. Ja wstaję, schodzę do kuchni. Gotuję płatki na mleku. Od zawsze ta sama receptura- szklanka mleka, dwie łyżki płatków. Na koniec łyżeczka miodu. Stawiam na stole jego miseczkę,na dnie której, po zjedzeniu, zobaczy Marshalla. Jego ukochany bohater. I gdy wszystko gotowe idę do jego pokoju, by powiedzieć, że pora wstawać do przedszkola. Wchodzę, a jego tam nie ma. Głupia ja. Wiem, że go tam nie ma. Ale idę się upewnić, czy nie chowa głowy pod kołdrą.

Niczego nie prałam, niczego nie chowałam. Jest tak jak było. A wszystko po to, bym mogła położyć się w jego łóżku i czuć jego zapach. Wyobrażać sobie, że leży tuż obok mnie. Że jest. Usłyszałam ostatnio, że już czas, bym po nim „posprzątała”. Posprzątała… Słyszysz sama, jak to brzmi. Że powinnam pozwolić mu odejść. Ale ja nie chcę. Ja chcę, aby wrócił. Chcę go przytulać. Głaskać. Chcę kochać, tańczyć. Chcę z każdym wdechem pochłaniać jego zapach. Który pamiętam i którego organizm mój się domaga, jak narkotyku. A którego już nie poczuję.

Boli mnie każdy mój krzyk na niego. Kiedy żył. Boli mnie każda moja złość na niego. Kiedy żył. Boli mnie każde wspomnienie. Nieważne, czy dobre, czy złe. Boli tak bardzo… Teraz też zdarza mi się krzyczeć. Ale krzyczę, by wrócił. Krzyczę, by przyszedł do mnie bo… chcę go przeprosić. Za to, że nie zawsze byłam dobrą mamą.

Cztery lata to za mało. Za mało. Stanowczo za mało. Czterolatek powinien bawić się z rówieśnikami. Czterolatek powinien nie słuchać mamy, buntować się i stawiać na swoim. Czterolatek powinien poznawać świat. Czterolatek powinien wszystko. Tylko nie umierać.

Matka czterolatka powinna uczyć swoje dziecko, jak żyć. Powinna uczyć, że trzeba mówić „dzień dobry” i „do widzenia”, „dziękuję” i „przepraszam”. Matka czterolatka powinna mierzyć jego stopę, by kupić mu buty i wybierać kurtkę na zimę. Matka czterolatka powinna wszystko. Tylko nie decydować o kolorze nagrobka.

Nagle, w jednym momencie, zdajesz sobie sprawę, że nie da się przytulać „na zapas”. Nie da się całować „na zapas”, nacieszyć sobą „na zapas”…

Codziennie jestem na cmentarzu, klękam i tulę policzek do jego grobu. Nie obchodzi mnie to, że ludzie patrzą. Że myślą o mnie w kategorii wariatek. Nic mnie nie obchodzi. I taka siedzę wtulona w ten grób…tak jakbym w niego była wtulona i nos chowała w jego blond lokach… i z Bogiem się licytuję. Codziennie. „Jeden rok mojego życia za jeden dodatkowy dzień dla niego”. „Dwa lata mojego życia za jeden wspólny dodatkowy wieczór.”. „Całe moje życie, za jedną maleńką chwilę jego życia…”.
I nic. Nic z tych moich licytacji.

Wiesz, jak pęka serce? Ja wiem… On nie wróci.
Jezu, on już nie wróci…

Historia czytelniczki.