Ile masz lat droga Matko? 20? 30? Nie Kochana. Tyle lat ma Twoje „Ja Kobieta”. Ty, Matko, masz lat tyle, co Twoje dziecko najstarsze. Bo gdy pojawia się na świecie ta niewinna, wyczekiwana przez dziewięć miesięcy istota, rodzi się jeszcze ktoś. Rodzi się „Ja-Matka”.
Już w momencie poczęcia Twoje ciało zaczyna przygotowywać się na przyjęcie nowego stanu. „Ja Matka”, o swoim nadejściu, sygnalizuje… Hmm. Coraz większymi piersiami. Patrzysz wtedy w dół i myślisz: „Hej! To nie moje!”. Sygnalizuje również coraz większym brzuchem. Patrzysz w dół i myślisz: „Ufff, dobrze, że tworzy się podpora dla moich coraz większych piersi”. „Ja Matka” sprawia, że płaczesz na reklamie czekoladek, a przeklinasz w duchu orszak pogrzebowy tamujący ruch. „Ja Matka” chce się wybić. Sadzi kopniakami wprost w „Ja Kobieta” tak mocno, że ciężarna zaczyna myśleć: „Hej! To nie ja!! Nie znam tej kobiety, nie znam tego ciała. Jestem przerażona!”… I racja. Można się przestraszyć…
Przyzwyczajasz się. I trwasz. Trwasz w tym stanie, odmiennym od normalnego, czterdzieści tygodni. Czasem ciutkę krócej, czasem ciutkę dłużej. Ale trwasz. I nagle przychodzi „ten dzień”. W krzyżu łupie. Krocze boli. A Tobie, na dodatek, każą się zrelaksować.
– Chyba sobie ze mnie robicie kur** jaja.
Nagle (!) „coś” zaczyna Ci podpowiadać, że dasz radę. „Ja Kobieta” płacze, jęczy, wzdycha, klnie jak szewc, mówiąc: „Nie dam rady!”. A to „coś” znowu woła: „Dasz, dasz!”. To „coś”, to „Ja Matka”. Męczysz się. Dłużej, krócej. Aż wreszcie JEEEEEEEEEST! Trzymasz w ramionach swój największy skarb. Istotę wynoszoną w „nieswoim ale swoim” brzuchu przez dziewięć miesięcy. Masz. Cieszysz się. No dobra. Ale co dalej? Nie wiesz, co robić. I tak, „Ja Kobieta” chowa się w cień. Schodzi na dalszy plan. Teraz, panowanie nad kierownicą, przejmuje dopiero co urodzona „Ja Matka”…
Dopiero co urodzona „Ja Matka” nie potrafi jeszcze nic. Dopiero co urodzona „Ja Matka” stworzona jest po to, aby wszystkiego się nauczyć. „Ja Matka” różni się od „Ja Kobieta” tym, że nie uznaje zdania „Nie dam rady, nie potrafię”. I nie chodzi o Twoje własne życie. Osobiste. Takie ciut egoistyczne. O Twoje cele do zrealizowania. Chodzi o przyjęcie na Twoje delikatne kobiece ramiona ogromnej odpowiedzialności- za innego, bezbronnego człowieka. I tak to się zaczyna. „Ja Matka” rozpoczyna edukację. Uczy się, jak karmić. Uczy się, jak przewijać. Uczy się odczytywać potrzeby dziecka sygnalizowane kwęknięciami. „Ja Matka” troszczy się. Uczy się miłości innej niż każda inna. Miłości najsilniejszej, ale też najtrudniejszej. Bo, o ile macierzyństwo można nazwać „krainą mlekiem płynącą”, to miodem nie zawsze…. „Ja Matka” uczy się również być. Być zawsze. Nawet wtedy, gdy sama ledwie jest. Uczy się walczyć. Staje się silna. Tak mijają dni. Tygodnie. Miesiące. Macierzyństwo zawładnęło życiem. Pochłonęło do reszty. „Ja Matka” jest coraz bardziej pojętna. Coraz bieglejsza. Coraz sprytniejsza. Aż(!) w pewnym momencie, z cienia zaczyna wychodzić stara, poczciwa „Ja Kobieta”. Rany zagojone. Laktacja unormowana. I tak, znienacka, dawne przyzwyczajenia i nawyki zaczynają wplatać się w „mamowe” życie. Nawet nie wiesz kiedy dochodzi do przeobrażenia! Połączenia. Powstaje „Ja Matka Kobieta”. Stan najbardziej pożądany. Stan pozwalający nam być matką i kobietą. Sobą „tu i teraz”. Bez rozdwojenia jaźni. Czysta symbioza.
To żmudny proces dojrzewania. I chcę, żebyś pamiętała, że ten stan przyjdzie. Prędzej, czy później, ale przyjdzie! Proszę, pamiętaj.