– Wreszcie jesteś!- powiedziałam do Lubego, kiedy tylko wszedł do domu.- Za dwie godziny przychodzą goście! Idę posprzątać.

Zostawiłam małżonkowi mojemu osobistemu dzieci i zabrałam się za pucowanie domu. Postanowiłam choć raz w życiu przygotować się na przybycie znajomych. Tym bardziej, że wizyta była zapowiadana!

Ogarnęłam kuchnię. Odkurzyłam, umyłam podłogę. Pokroiłam ciasto i ułożyłam je na paterze. Postawiłam w pokoju gościnnym. Część, w której mieliśmy przyjąć znajomych była gotowa. Poszłam dalej…

Niczym chirurg przed zabiegiem naciągnęłam na ręce gumowe rękawiczki. Różnica między mną i lekarzem była jednak taka, że zamiast skalpela wzięłam do ręki szczotkę do czyszczenia toalety. Wypucowałam kibelek na błysk! Łazienka następna. Uwijam się jak mrówka, lecę z koksem.

Udało mi się w półtorej godziny ogarnąć całość. Miałam więc pół godziny na przygotowanie mojej skromnej osoby. Ułożyłam włosy, pomalowałam rzęsy. Zmieniłam odzienie na bardziej względne niż przymały dres firmy aBidas. Szczerze mówiąc, odstawiłam się jak stróż w Boże Ciało. Następnie otwarłam szafkę z ubraniami Młodej, wyjęłam jedną z pośród 148 sukienek. Kolejna była komoda Młodego. Wybrałam jedne z jego jeansów. Nagle słyszę z kuchni:

– Młodyy! Co ty robisz?!

Poczułam niepokój.

– Młoddyyyyyyyyyyyy! Ale się mama zdenerwuje…

To słysząc zdążyłam się zestresować. Wzięłam ubrania dzieci i zeszłam do kuchni. Weszłam, a to, co tam zobaczyłam przeszło moje najśmielsze oczekiwania…

Na podłodze leżał kawałek masiastego ciasta. Masą do ziemi. A właściwie z masą rozmazaną na ziemi. Drugi kawałek trzymała w rękach Młoda, zajadając się nim z nieukrywaną przyjemnością. Młody zerwał ze wszystkich kawałków WZ-ki masę czekoladową. Uciekał przed Lubym próbującym skonfiskować wspomniane fragmenty czekolady. Na podłodze, w kącie, w kałuży soku malinowego, leżał przeciekający niekapek, z którego kapała kropelka za kropelką.

– Dobra, spokojnie, ogarnę wszystko zaraz. Weź dzieci i…

<dyng dyng>

Dzwonek do drzwi. Zamarliśmy z Lubym. Staliśmy tak przez chwilę.

– To  co… wpuszczamy?

– Nie, niech stoją na polu!  No idź otwórz!- krzyknęłam na małżonka.

Znajomi weszli do kuchni. Zobaczyli syf. Brudne dzieci. I w całym tym chaosie mnie odstawioną i wymalowaną.

– Monika! Ja zawsze powtarzałam, że kiedy się ma dzieci, trzeba nadal pielęgnować swoją kobiecość. Nie musisz tylko sprzątać. Czysty dom to nie wszystko.

– …